Annie Ernaux, z domu Duchesne (ur. 1 września 1940 w Lillebonne) – francuska pisarka, laureatka nagród Renaudot oraz Nobla w dziedzinie literatury za 2022 rok.
Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie – to zdanie kończące Lata A. Ernaux, jest najbardziej trafnym mottem, jakim postanowiłem opatrzyć swoje dzieło, które wciąż nie jest zakończone.
Annie Ernaux na dobre rozgościła się w mojej świadomości. Zaledwie o sześć lata starsza ode mnie, była prawie rówieśniczką. Siedemdziesięcioletnia historia bohaterki opisana w Latach prawie całkowicie pokrywała się z moją ścieżką życia. Bohaterką Lat była „ona”, a nie „ja” autorki, która wszakże pisząc o „niej” opisała swoje losy, punktując własne przeżycia i odnosząc je do faktów historycznych i doświadczenia zbiorowego Francuzów. Strona po stronie, posuwając się chronologicznie przez kolejne lata od 1940 roku do 2010, nieuchronnie odnosiłem treść przeżyć bohaterki i towarzyszące mu tło społeczne, polityczne i zaistniałe fakty do uświadomionej i zapisanej w pamięci mojej historii, mojego kraju i Polaków. Zadziwiająca możliwość przeprowadzania analizy porównawczej pomiędzy doświadczeniem i doznaniami Francuzki a przeżyciami Polaka. Przez pięćdziesiąt lat znajdowaliśmy się w odmiennych politycznie warunkach, ona tkwiła w realiach Zachodu a ja w prawie całkowicie odmiennych realiach Wschodu.
Jej historia, w której już świadomie mogła rejestrować zdarzenia z otaczającej rzeczywistości to pierwsze lata powojenne. Możliwość porównawcza jest tym większa, że zarówno ona, jak i ja mogliśmy kwalifikować swoje pochodzenie jako robotnicze. Bardziej detalicznie opisuje to w powieści Miejsce[1], kiedy szczegółowo charakteryzuje losy ojca i matki. Ernaux dobitnie podkreśla owo pochodzenie, z którego się wyrwała – dzięki wykształceniu i sile woli – zasilając szeregi inteligencji jako dyplomowana nauczycielka języka francuskiego. W moim przypadku było podobnie. Ani matka, ani ojciec nie byli dostatecznie wykształceni (teraz zastanawiam się, że nigdy mnie nie gnębiło poczucie, iż moi rodzice nie byli maturzystami – wojna zastała ich w wieku 19 lata, czemu więc nie garnęli się do wykształcenia wcześniej?). Ale jako chłopiec nie miałem poczucia gorszego stanu moich rodziców. Wszak matka zawsze powtarzała, że pochodzi z miasta stołecznego (Ryga), i zawsze widziałem ją bardziej postawną, mądrzejszą i niepodatną na małomiasteczkowe plotkarstwo i małostkowość, ojciec natomiast wyróżniał się wrodzoną inteligencją (rozwiązywał krzyżówki, zabierał matkę do Warszawy na przedstawienia operowe, szyldy, które malował, były doskonale, precyzyjnie wykonane, podziwiałem jego umiejętność wyczarowywania liter) a także – w odróżnieniu do kolegów – był męski, o zupełnie nie robotniczym a inteligenckim wyglądzie. Dlatego spodobało mi się zdanie, które powtórzyła Annie Ernaux za swoją matką „Mój mąż nigdy nie wyglądał na robotnika”. Opisywała ojca z dumą: wysoki, ciemnowłosy, niebieskooki, chodził wyprostowany jak struna i trochę „zadzierał nosa”. Mój też chodził wyprostowany, ale zanadto był egoistą i skoncentrowany na własnych przyjemnościach, a alkohol wyzwalał w jego zachowaniu najpodlejsze instynkty, czego doświadczyliśmy moja matka, ja i rodzeństwo.
Losy ludzi doświadczonych wojną musiały biec podobnymi ścieżkami niezależnie od podziału Europy na wolną, gdzie kraje same stanowiły o sobie, i poddaną sowieckiej dominacji najpierw stalinowskiej a następnie poststalinowskiej. Traumę przeżyć wojennych przezwyciężano zarówno świętowaniem wolności (gdy Francuzi bawili się, w moim miasteczku ludzie chodzili na majówki do pobliskiego lasu albo na potańcówki na dechach, tak jak radośnie Warszawiacy uczestniczyli gromadnie w zabawie na Mariensztacie, co uwiecznił film Przygoda na Mariensztacie[2]). Także i my w naszej Polsce staraliśmy się żyć według znanych i akceptowanych norm obyczajowych, zdobywaliśmy środki na chleb i poprawę bytu, daliśmy szansę zdobycia wykształcenia nowym pokoleniom, które we Francji reprezentowała m.in. Annie Ernaux, a w Polsce ja, autor tej książki. Mogliśmy przezwyciężyć nasz robotniczy status wkraczając dzięki własnej, nieprzymuszonej woli do zbiorowości inteligencji. Ernaux twardo szła drogą nauczycielki francuskiego a następnie pisarki, co uwieńczyła zdobywając Nobla 2022. Moja droga była znacznie bardziej kręta pod względem zawodowym, także jestem pisarzem, nawet bardziej poetą. Nobla nie doświadczyłem.
Z upływem czasu wzrastał poziom zamożności, ludzie chcieli żyć coraz bardziej wygodnie, dostrzegali postęp materialny, korzystali skwapliwie z rozmaitych dobrodziejstw. Francuzi i Polacy doświadczali postępu. Oglądaliśmy te same filmy, na przykład Most na rzece Kwai, ekscytowała nas ta sama zdobywająca szturmem świat muzyka, jazz i Beatlesi. We Francji i w Polsce dużymi zgłoskami zapisał się rok 1968, chociaż u nas by Marzec, a u nich Maj i treść odrębna, choć źródło „zakażenia’ to samo i podobna, gorąca młodzież, która domagała się… Francuska opowieść mogłaby być opisem także doświadczeń naszego społeczeństwa, które w sposób niezawiniony, a przez zaniedbanie i brak stanowczości zachodnich przywódców w Jałcie, znalazło się po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. Oczywiście wyróżniała Francuzów kolonialna przeszłość, która mocno odcisnęła swoje piętno w relacjach z Algierią. Naszych głów to nie zaprzątało, musieliśmy raczej szukać rozwiązań wewnętrznych, czego przejawem był Poznań w 1956 roku, pierwszy, powojenny zryw przeciw zniewoleniu.
Znajduję jeszcze jedno odróżnienie. Francja jako kraj ludzi wierzących niełatwo przeobrażała się obyczajowo, i Ernaux jasno wyrażała sprzeciw wobec zakaz aborcji, który zobowiązywał Francuzki. Nasze ludowe, światłe, wolne od przesądów religijnych w sferze zarządzania Państwo, nie zakazywało aborcji. Kobiety nie musiały bać się potępienia. Teraz jest odwrotnie, partia rządząca wie lepiej jak ze swoim ciałem ma postępować kobieta. Polacy chcą także tolerancji dla osób LGBT+, co u Francuzów jest już w pełni akceptowaną normą społeczną.
W samej rzeczy, nie wszystko Noblistka dostrzegała poprawnie. Uprościła do samej kości obraz Wschodu, czyli mój. Po zawieruchach majowych we Francji w 1968 roku młodzi pragnęli zmian. Inne to były pragnienia od naszych; oni chcieli swobody, my prawdy. Kiedy oni jechali na wakacje do krajów Europy Wschodniej widzieli:
Na szarych ulicach, przed znacjonalizowanymi sklepami, w których nieliczne pozbawione etykiet towary pakowano w szary papier, w mieszkaniach oświetlonych wieczorem jedynie zwisającymi z sufitów nagimi żarówkami mieli wrażenie, że podróżują po niespiesznym, pozbawionym wdzięku świecie lat powojennych, gdzie brakuje prawie wszystkiego. Było to słodkie i niewypowiedziane uczucie (Francuzów, pamiętajmy – przyp. mój). Nigdy nie chcieliby jednak tam zamieszkać. Przywozili haftowane koszule i rakiję. Chcieli, żeby zawsze istniały gdzieś kraje, w których nie dokonuje się postęp i które pozwalałyby si im przenosić w przeszłość.
Po tym wywodzie na stronie 109 musiałem pokłócić się z Noblistką. Obraz był fałszywy, wprowadzający czytelników w błąd, przynajmniej z porównaniem do realiów polskich (rakija sugeruje Bałkany). Nic z tych rzeczy w latach siedemdziesiątych. Może później, w czasie stanu wojennego i pochyłej gospodarczej w dół lat osiemdziesiątych trochę z tej wizji dałoby się uratować. Jednak to, co zostało w obrazie skiepszczone jest nie do naprawy. Z Ernaux zaprzyjaźniłem się dopiero po dalszej lekturze jej dziełka. Prawie wybaczyłem jej te popełnioną na 109 stronie niesprawiedliwość wobec nas.
Społeczeństwa stawały się coraz bardziej konsumpcyjne. Nastąpiło przyśpieszenie technologiczne. Wygoda nie była odrzucana przez nikogo. We Francji, wraz z poruszeniem nowego pokolenia, dokonały się radykalne przemiany społeczne. Zmieniała się świadomość. która w społeczeństwie tradycyjnym określał stosunek do religii dominującej. Inaczej niż w Polsce, gdzie na dodatek dodatkową rolę stymulującą było wyniesienie Karola Wojtyły na tron papieski. Tymczasem Ernaux pisała: Religia katolicka niepostrzeżenie znikła z naszego życia. Rodziny nie przekazywały już sobie jej nauk ani związanych z nią obyczajów. (…) Grzech lekki i śmiertelny, przykazania boskie i kościelne, łaska i cnoty teologalne pochodziły z niezrozumiałego słownika i schematu minionych myśli. Wolność seksualna sprawiła, że znikła moda na rozwiązłość, sprośnie piosenki o siostrzyczkach zakonnych i księdzu z Camaret. Kościół nie terroryzował już wyobraźni dojrzewających nastolatków, nie ograniczał relacji seksualnych, a kobiecy brzuch znalazł się poza jego władzą, Tymczasem Kościół w Polsce w okresie komunistycznych rządów wydawał się być jedyną ostoją wolności i szansą na zmianę. chociaż prawdę mówiąc, obie instytucje, Kościół i Państwo, prowadziły własną politykę cenzurowania wypowiedzi i zachowania.
Rewolucja obyczajowa jeszcze nie miała szans na powodzenie w Polsce, gdy Francuzi doznawali przyśpieszenia jako społeczeństwo wolne i coraz bardziej konsumpcyjne. Lata osiemdziesiąte u nas zatrzymały możliwość rozwoju, rzeczywistość stanu wojennego bardziej pasowała do obrazu szarego papieru i gołych żarówek, które pojawiły się w obserwacji Ernaux. Postęp w elektronice dość ślamazarnie torował sobie drogę w życiu Polaka. Z tranzystorami poradziliśmy sobie wcześnie, a Atari nieśmiało wchodziły do polskich mieszkań, dając radość nie tylko dzieciom, ale także dorosłym. Kiedy Polska zasłynęła Wałęsą i Solidarnością przy „okrągłym stole” i runął mur berliński nastąpiło przebudzenie. Tak to widziała ze swojej francuskiej perspektywy zamożnego i zajętego sobą społeczeństwa pisarka Ernaux: Z mglistej i niezróżnicowanej (podobnie dla Amerykanów Europa jest mglistym przywidzeniem – przyp. mój) przestrzeni „za żelazną kurtyną” zaczęły się wyłaniać poszczególne narody. (…) Krążyły już bajki o śmierci polityki. Ogłaszano nadejście „nowego światowego ładu”. Koniec historii był bliski, na całej ziemi miała zapanować demokracja. Nic bardziej złudnego. Jednak My dostaliśmy „kopa” rozwojowego. Wystarczyło zaledwie czternaście lat wolności, a staliśmy się członkiem Unii Europejskiej. Sam o to usilnie zabiegałem na polu żywnościowym.
Goniliśmy, jako społeczeństwo zlokalizowane w Europie Środkowej, bogate społeczeństwa zachodnie. Konsumpcjonizm doznał przyspieszenia a dobra technologiczne stały się dostępne w takim samym stopniu jak u Francuzów. Końcówka wieku dwudziestego, ba, nawet całego tysiąclecia, pozwoliła nam prawie równoprawnie konkurować. Aż do 2015 roku, kiedy w Polsce zwyciężyła, przypominająca partię z epoki socjalizmu, Prawo i Sprawiedliwość. Demokracja zaczęła czeznąć.
Podróż, jaką w czasie siedemdziesięciu lat naszego życia odbyłem z Annie Ernaux, stała się moim osobistym doświadczeniem pisarskim. Ujawniła bowiem własne podejście do rejestrowania własnych, osobistych zdarzeń i przeżyć wkomponowanych w losy kraju. Rozliczne to były uwarunkowania, Francja musiała zmagać się z własnym podejściem wobec wojny, rozwiązywać nabrzmiałe problemy z krajami kolonialnymi, uznać imigrantów z tych krajów jako pełnoprawnych obywateli Francji. To potomkowie tych imigrantów w trzecim pokoleniu określają nowe zjawisko tzw. wewnętrznej imigracji obywateli, którzy przez brak dostatecznie elastycznej polityki państwa, wyobcowują się w enklawach przedmieść, zasilając szeregi wyalienowanej subkultury. Tak, to oni są siłą napędową zamieszek, podpalania samochodów, grabieży sklepów itp., co miało miejsce w ostatnim okresie po fatalnym śmiertelnym postrzeleniu młodego Francuza przez policjanta.
W ostatnich fragmentach swojej książki autorka analizuje własny proces twórczy, silnie związany z odtwarzaniem przeszłości. W czasie bezsennych nocy usiłuje przypomnieć sobie ze szczegółami pokoje, w których spała, najpierw ten, który do trzynastego roku życia dzieliła z rodzicami, potem pokój w akademiku, ten w mieszkaniu w Annecy naprzeciwko cmentarza. Za punkt wyjścia bierze drzwi i metodycznie przesuwa się wzdłuż ścian. Ja, dopóki rejestruje teraźniejszość wraz z przemyśleniami i odczuciami tu i teraz, nie muszę przedzierać się przez zasłony zapomnienia, aby zdać relacje z przeszłych zdarzeń.
Pragnieniem Ernaux jest liczne obrazy siebie, rozdzielone, niezsynchronizowane, połączyć nicią opowieści o swojej egzystencji od narodzin w czasie II wojny światowej aż do dzisiaj. O istnieniu poszczególnym, lecz jednocześnie wtopionym w historię pokolenia. Ale ilekroć zaczyna, zawsze potyka się o to samo: jak przedstawić zarazem upływ czasu historycznego, przemianę rzeczy, idei, obyczajów i intymne dzieje tej kobiety, połączyć fresk przedstawiający czterdzieści pięć lat życia z poszukiwaniem swoje ja poza Historią. Za tę niezwykłą zdolność pisarska Akademia postanowiła nagrodzić Annie Ernaux Noblem, co podkreślono w uzasadnieniu.
Autorka doznała szczególnego wstrząsu, gdy na jedno spotkanie z okazji świąt Bożego Narodzenia zjechała cała rodzina, dorośli synowie wraz z rodzinami, oraz przelotny kochanek, który na rodzinnych uroczystościach awansował do rangi stałego partnera. Jak wspomina to wydarzenie z początku XXI wieku, kolejny raz w siedzących obok siebie ciałach, w podawanych sobie tostach i talerzu z foie gras, w przeżuwaniu i żartach, unikaniu powagi konstruowała się niematerialna rzeczywistość świątecznego posiłku. Rzeczywistość, której siłę i zwartość czuło się, gdy się ją na kilka minut opuściło, żeby zapalić papierosa czy doglądnąć piekącego się indyka, i niedługo potem wracało do brzęczącego głosami stołu (…).
Na 238 stronach (w tym strony tytułowe) autorka przywołała osobiste, rodzinne, społeczne, ekonomiczne i polityczne wydarzenia, które wypełniły siedemdziesiąt lat jej życia. Wszystko to jest policzalne. Stanowi, być może nawet mniej niż tysiąc rozmaitych spraw godnych zarejestrowania. Przecież nie chodzi o to, kto ile razy się podrapał, otarł kolano, zjadł zupę szczawiową ugotowaną z samodzielnie zebranego szczawiu. Oczywiście, mnogie zdania opisują wszelkie przemyślenia, refleksje i odczucia, ba nawet znajdziemy próbę syntetyzowania rozmaitych faktów w jakiś celowy, nieprzypadkowy ciąg zdarzeń. Zatem każdy z nas zwracają się ku przeszłości własnej, rodziny i społeczeństwa także będzie mógł „policzyć” swoje życie. A sądziłem, że w moim przypadku było tego nieporównanie więcej. Ot, takie złudzenie.
[1] Annie Ernaux, Bliscy (Miejsce, Pewna kobieta, Druga córka), Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2022
[2] polski film fabularny z 1953 w reżyserii Leonarda Buczkowskiego, pierwszy powojenny polski film barwny. Wszedł na ekrany w 1954 jako komedia muzyczna przedwojennego mistrza gatunku Ludwika Starskiego, który próbował dostosować swoją twórczość do nowej rzeczywistości i wymogów oficjalnego socrealizmu.