Ślub oślepionego młodzieńca
- Autor: Wiesław Łuka
- Kategoria: Wywiady
- Odsłon: 2212
O przeklinaniu Neptuna, o wchłanianiu statku w czarną dziurę, o byciu tajnym emisariuszem Jerzego Giedrojcia, o ludożercach z afrykańskiego buszu z Józefem Gawłowiczem rozmawia Wiesław Łuka.
Jest to kolejna rozmowa z cyklu: Rozmowy z najciekawszymi twórcami ZLP oraz prezesami Oddziałów. Projekt Wiesława Łuki uwieńczony zostanie wydaniem książki, która nie tylko zaprezentuje sylwetki twórców, ale również przedstawi bolączki środowisk twórczych.
Stary wilk morski z dala od swego naturalnego żywiołu jest zwierzęciem prostym i sentymentalnym – to wyznanie bohatera powieści Józefa Conrada. Józefie, Kapitanie Żeglugi Wielkiej w stanie spoczynku, czy jesteś „prosty i sentymentalny”?
W znacznej części chyba jestem – na statku w normalnym rejsie rozkazy i życie jest proste, ludzie są życzliwi. W sztormach i walce z żywiołem załoga stanowi jeden organizm. Pewne cechy pozostają trwałe do końca życia. Marynarze, którzy schodzą ze statku po 40 latach pracy na morzu, po nagłej zmianie trybu życia źle się czują i starają się jeszcze pływać, o co bardzo trudno. Jest kompleks wilka, którego ciągnie do lasu. W snach marynarze okrętują na dobre statki i pływają z fajnymi kolegami. Na jawie takim marynarzom w stanie spoczynku czasem udaje się jeszcze pływać pod tanimi banderami, ale tam warunki pracy na zajeżdżonych statkach są podłe. Ja pływałem głównie w dobrej kompanii PŻM i sporadycznie u obcych, ale na zbożowcach z długimi postojami w porcie. W sumie pływałem trzy lata dłużej niż kapitan „Titanika” z tym, że nikogo nie utopiłem.