Patrzyła na ręce. Co będzie, gdy te całkowicie odpadną? Kiedy już w ogóle uodpornią się na dotyk? Widziała je pełzające po ziemi, szukające się nawzajem, wbijające się w siebie do krwi. Inne złaknione doznań, zlęknione bały się zapłacić za dotyk, chowały nadgarstki. Obgryzany lęk narósł dzikim mięsem.
Jeszcze nie czas na amputację pazura – myślały. Kolejne leżały do góry słowem, pełne słodkości. Każda z nich ściskała niegdyś kamień. Grały przecież w klasy. Czuły się odpowiedzialne za potknięcia między niebem a piekłem milczącego kamyka. Naklejały lubieżny uśmiech w kałuży. Wodziły palcem. Nieco dzienna myśl wplątała się pomiędzy codzienność. Myśl kojarzona z matką - mała komórka macierzysta, samoodnawialna, zwykle wprost z fotografii, z lustra, zawsze jest tą samą myślą jakby fundamentem. Zaś ta kojarzona z ojcem – komórka multipotentna (nazywana czule tacierzystą) ma możliwość różnicowania się, tworzy kokon dla nowych, jeszcze kompletnie zielonych myśli. Wówczas odmierza czas do ich wzlotu. Czeka aż wyfruną wolne. Często wyobraża je sobie jak współczesnych nomadów, przemieszczających się z miejsca na miejsce. Potrzebują jedynie azylu, by móc przemierzać wzdłuż i wszerz rzeczywistość, nieoczywistość. Niektóre zrodziły się z książek, inne ich nawet nie tknęły. Może się spotkają. Miejsce, czas i warunki będą miały wówczas ogromne znaczenie. Będą inne – nowe, ale nie bezimienne. Wyjdą spod odpowiedzialnych dłoni. Z tą samą siłą. Nie skłamią. Otwarte. Prawdziwe.