Słyszysz W. Gombrowicza? - Nie ma ucieczki przed gębą jak tylko w inną gębę, w objęcia innego człowieka. Czujesz ów dotyk? A może uśpiony zmysł czeka na impuls, na znak. On dotyka najmocniej, pomimo że spowite usnęło znaczenie – już Mickiewicz wiedział. Blisko, coraz dalej zimnolistnego świtu, podejrzani o pusty dźwięk hodują liście laurowe. Słowa zmielone przez czas, podobne jak dwie krople trafią szybciej. Zatrzymane na ustach być może wzruszą. Pomiędzy tik usłyszą tak pod niebem rozdartym do czerwoności. A może poczekają na listopadowy deszcz. On sklei sylaby wszelkiej maści. Przecież tokują najgłośniej tylko te stroszące piórka, głuche na inne dźwięki. Pasą nadgryzione przez codzienność ego na rozmazanych twarzach. Drogą krótszą niż zwykle pogrążają w nicnierobieniu. Kształtują świadomość.
W którym miejscu jesteśmy? Czy tak jak większość gładko spijamy zaserwowaną pianę?
Kim jesteśmy?
Nikt nie patrzy na nas, każdy podziwia kwiat. Na jego widok pieją z zachwytu gapie, ręce wyciągają dzieci. Obok nas wiatr, lekko unosi rzeczywistość. Podróżujemy w jedną stronę. Nie wiemy, jak długo potrwa włóczęga i dokąd poniesie los. Niepewni każdej sekundy życia – trwamy. Możemy zostać wdeptani w błoto, a odżyjemy. Dajemy początek nowemu.
Kim jesteśmy? Pyłkiem, czy już ludźmi?
Dowiedzieliśmy się od M. Prousta, że akt odkrycia nie polega na odnajdywaniu nowych lądów, lecz na patrzeniu na stare w nowy sposób. A może warto zerknąć głębiej na przykład do Konfucjusza. Czemu tam? Jego zdaniem: „Na trzy sposoby możemy zdobyć mądrość: Pierwszy: przez refleksję, i ten jest najszlachetniejszy. Drugi: przez naśladowanie, i ten jest najłatwiejszy, Trzeci: przez doświadczenie – i ten jest najtrudniejszy”. Unikamy ostatniego,
a tak niewiele potrzeba. W. Gombrowicz twierdzi, że wystarczy zdolność mikroskopowania, dozyfikowania i właściwego podzielenia, lub rozczłonkowania. Przyszłość szeleści głębokim cieniem na kartkach, by lepiej ukazać światło, wystarczająco mocne, by równie trafnie ugodzić. Życie bowiem zawodzi nas tak dalece, że zaczynamy w końcu wierzyć, iż literatura nie ma z nim żadnego związku. – tak sądzi M. Proust w „Czasie odnalezionym.”
Kim jesteśmy? Słowem? Ile się nas w nim mieści?
My, przybici do tu i teraz staliśmy się krótkowzroczni, nietrwali a zarazem dźwięczni niczym samogłoski. Zatrzymaną niepewność potrafimy wyartykułować wystarczająco głośno i nie musimy przy tym otwierać ust. My…