Najlżejsza w gałęziach brzozy,
żołędziem uderza głucho o ziemię,
w koleinie się płoży,
biodrami kołysze jesień.
Powietrze gęstnieje w jej woni,
chmura z życiodajnym deszczem ucieka
z gazelami za horyzont,
gdy mężczyźni z nią tańczą w agonii.
Kobiety skurczone pod razami –
przypadek za przypadkiem chłoszcze.
Obok zaplata się wiąz
z tysiącletnią pogardą.