Moją dolinę omijają burze,
nie stacjonuje batalion w moro,
nie spadają bomby, za pniem
nie napotkałem skrytobójcy
a wysłannik ISIS nie czyha na plaży.
Jest dobrze, powtarzam rano
po bezchmurnej nocy,
na poduszce mruczy kot-sennik
całkowicie pozbawiony pazurów,
pocałunki smakują truskawkowo.
Antena poza zasięgiem tub
ma postać złomowanego drutu,
czysta mechanika trąb lgnie w dżdży
na ulicach Apokalipsy
o trylion żyć stąd.
Mrówka, która utonęła w spadzi,
miała lekką śmierć, epizody
nie wynoszą się ponad opłotek,
motyl udekorował pajęczą sieć
a różowy świąd nie jest postacią trądu.
Nie mogę się nachwalić wyimka,
w którym zostałem rozpołowiony,
po trosze wydrylowany, pocięty
i obdarowany mięśniem a z sercem
ja nadal człowiek jestem mimo szwów.
Ktokolwiek by wcześniej ustalił
to miejsce bez nawałnic, wolne
od dobrodziejstwa mojr,
nie mógłby mnie zdradzić
w dolinie, którą zwą –
__________________________
Ilustracja: By Vincent van Gogh