Niedawno nakładem Zaułku Wydawniczego Pomyłka ukazała się nowa książka Marii Żywickiej-Lucner (Majki), 64 strony interesującej poezji. Gorąco polecam.
Wybrałem się na wieczór autorski Majki[1], w związku z jej nową książką poetycką w każdym innym mieście[2]. Majka, na czwartej stronie okładki przedstawia się jako „urodzona na Lubelszczyźnie”, (a więc podała informację ogólnikową), co mnie nieco zaskoczyło. Ja urodziłem się na Mazowszu, ale nie czuję się skrępowany, kiedy podaję Nowy Dwór Mazowiecki jako miejsce narodzin, w końcu nieduże podwarszawskie miasteczko, któremu bardzo wiele można zarzucić – mało ciekawą zabudowę, niski stan higieniczny (w tamtym czasie moich narodzin i dzieciństwa), zadupie kulturalne, prowincja całą gębą. Miasteczko bez charakteru, przycupnięte w cieniu stolicy. Jedyny wyróżniający aspekt – to fantastyczne położenie u zbiegu dwóch znaczących rzek, w ujściu Narwi do Wisły. Ta ogólnikowa wzmianka o regionie urodzenia Majki natychmiast sprowokowała mnie do zastanowienia – ze wsi ona czy z miasta? Wróćmy jednak do jej wizytówki, czyli do książeczki. Starannie wydana na białym papierze kredowym, ozdobiona ilustracjami Marii Kuczary. Jednak widząc, że wszystkie utwory o niewielkich gabarytach od 3 do 10 wersów Majki wydrukowane zostały na dole poszczególnych stron, pozostawiając niesłychanie dużą białą albo pustą przestrzeń. Czy było warto tyle pustki oddać na nic, boć przecie nie na notatki czytelnika?
Marek Wawrzkiewicz dokonując wprowadzania podkreślił, że wiersze Majki są trudne, bo ich nie rozumie. Ale ten fakt nie oznacza według prezesa ZLP, że teksty Majki nie bronią się, wręcz przeciwnie, to jest dobra poezja. Dowodem takiej opinii było jego rekomendacja zbioru – dokonanego, jak potwierdziła Majka, przez przyjaciółkę Marię Świąder – w Wydawnictwie Zaułek, co zaowocowało realizacją książki. Zaprezentowane przez Iwonę Rulewicz, aktorkę, wiersze, wbrew zapowiedziom Marka i sekundującej mu w konfundowaniu Majki Marii Ś., wpadały jak dojrzałe ziarno na glebę mojego umysłu. Sens był jasny, klarowny. Jednak prawdziwej, niemal dotykalnej relacji z twórczym wysiłkiem Majki, doznałem podczas osobistej lektury, jak w zetknięciu z wierszem zatytułowanym na solidarności w każdym innym mieście w każdy inny wtorek[3] (tekst pogrubiłem celowo, dając w ten sposób odniesienie do tytułu całości). Skąd u oskarżonej tak głębokie cięcie przy tak pustym brzuchu? – jest czytelne jak i dalsza część wiersza, niezależne od pomyślnie zakończonego, lecz doświadczonego, konfliktu autorki z prawem. O czym przecież nie każdy czytelnik może wiedzieć. Ale prawie każdy, średnio dociekliwy, ma rozeznanie, że nie w każdym mieście, ale w jednym z nich, przy ulicy Solidarności znajdują się gmach Sądu, wybudowanego jeszcze przed II Wojną Światową przy ówczesnej ulicy Leszno, działającego od czasów wczesnego PRL po wyrytym na froncie budynku hasłem: Solidarność jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej, którą sformułował Andrzej Frycz Modrzewski. A bywało różnie…
Tak czy owak, Majka nie może narzekać na brak przeżyć. Jednak jawi się – przynajmniej jak zdołałem wyrobić sobie opinię na podstawie spotkań w Domu Literatury – jako kobieta pogodna, zaradna, przyjazna. Tomik złożony z 48 wierszy odsłania jednak więcej tajemnic. Majka nie jest kobietą jednoznacznie bezproblemową, jak mogłoby to wyglądać na pierwszy rzut oka. W kolejnych utworach odsłania, ale nie do końca, kolejne kolory, smaki i niepokoje swojej egzystencji. I jest na tej scenie kobietą, której szmaciana lalka przeciera twarz w lustrze[4], a jak sama nieco dalej dodaje – jestem już kobietą z pejzażem czereśni wiszącym za uchem[5]. Oczywiście jako córka nie mogła zignorować własnych odniesień do przeżyć, które związane są z matką, tak można domniemywać, a i sama autorka potwierdziła ten fakt w komentarzu podczas wieczoru autorskiego. Zarówno pierwsza lekcja wiązania sznurówek[6] odsyłają do relacji z matką, jak i kolejny wiersz nie noszę smutnych ubranek nie ceruję sukienki[7], gdzie odnajdujemy prawdę niepokornej córki: chciałaś mnie inną? -wysprzedałam warkocze. nie cierpię pańskiej skórki. obrotów karuzeli. czułości z jaką jodynujesz…
Oprócz pamięci o przyjaciółkach, w sposób racjonalnie uzasadniony musiała się pojawić seria zajść z mężczyzną (mężczyznami?). W podróży językoznawczej wyczerpującej dłonie[8] wobec faceta z tyłu samochodu autorka uruchamia całą siłę perswazji nie strzęp się. nie powiem zacudzołóż się we mnie, nie dała też szansy innemu mężczyźnie z pociągu relacji Kraków Główny – Warszawa, który miał stałe opóźnienie do ciebie do ciebie – ustala w tytule wiersza porządek przestań mnie karmić czerwoną różą[9]. Pewna nadzieja pobrzmiewa w tytule następnego wiersza hipotetycznie jesteś gotów na przełamanie się szczoteczką do zębów[10], jednak już nie wymieniamy się sobą a na samym końcu tekstu – w obietnicy zaniechania miał mnie będziesz. To już prawie cały świat człowieka został ogarniony, natury w nadmiarze nie ma, jest za to miasto, warszawskie klimaty można odnaleźć co rusz: miastu nie chce się splunąć[11], nauka latania w parku skaryszewskim[12], po nas już tylko sklepy zamykają, czyli grochowskie wciąż gorące lato 2015[13], zanim zagłuszę się na francuskiej[14] czy wreszcie sucha relacja z baru warszawskiego[15]. Myślę, że nie będzie od rzeczy zacytowanie ostatnio wymienionego wiersza w całości, i sądzę, że Majka nie będzie oponować. Bowiem tutaj ujawnia się w całości złożona relacja międzyosobowa Majki z innymi ludźmi, w której nie jesteśmy w stanie uwolnić się od alkoholu (w zasadzie nie wspominanym wprost przez autorkę):
dosiadujesz się do na długo rozerwanych słów. – tulimy się. tulimy dwa razy po
czterdzieści w szerokiej szklance i lód. – popatrz księżyc. jak mikroskopijnie
wodzi w latarnie. Jak się w nich rozkula. – jest go coraz bliżej na każde jutro
jak na zapomnienie. – dwa razy po czterdzieści w szerokiej szklance. poprzez te lód
nie mogę cię dotknąć. tulimy się. tulimy dwa razy po czterdzieści w szerokiej szklance.
Nic już dodawać nie trzeba. To jest poezja. Są też aforyzmy – trudno zliczyć. Tylko czemu Majko, tak bardzo tulisz się u samego dolnego brzegu strony? Powinnaś wyżej!
________________________
[1] Maria Żywicka-Luckner – poetka, aforystka, malarka, a z całą pewnością lekarka, absolwentka Akademii Medycznej w Lublinie. Wiceprezes Unii Pisarzy Lekarzy.
[2] Książka wydana przez Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Tanowo 2022
[3] Tamże, s. 35
[4] Tamże, s. 21
[5] Tamże, s. 23 noc bez świrszczyńskiej
[6] Tamże, s. 10
[7] Tamże, s. 11
[8] Tamże, s. 52
[9] Tamże, s. 53
[10] Tamże, s. 54
[11] Tamże, s. 31
[12] Tamże, s. 34
[13] Tamże, s. 36
[14] Tamże, s. 39
[15] Tamże, s. 51.