Połączeni datą: 9 maja Zbigniewa Jerzynę odczytuje Grzegorz Trochimczuk
Podążałem za twórczym objawieniem Zbigniewa Jerzyny, gdy dopiero co rozpoczął swe unieśmiertelnianie w oparach Orientacji Poetyckiej Hybrydy. On wówczas starszy ode mnie o wiek (tak odczuwałem wtedy), a to realnie stanowiło 8 lat, czego zupełnie nie kojkarzyłrem chłonąc atmosferę Hybrydowej bohemy. Gdzieś w tamtym czasie wśród nas "pętała się" Czerwona Róża, nie odważyłem się wówczas startować w turniejach jednego wiersza, piłem wino importowane z demoludów ze swoimi kumplami i słuchałem jazzu. Bywał tam także inny guru poezji Krzysztof Gąsiorowski.
Potrzebowałem lat, aby po pierwszych doznaniach młodzieńczych, ulec przemożnej woli zagłębienia się w poetycki miąższ twórczych ludzi z lat siermiężnego PRL-u. W wydanej ostatnio publikacji „Wybór Wierszy” Zbigniewa Jerzyny, dzięki usilnym zabiegi jego syna – Marcina, odnalazłem - pośród wielu znakomitych – jeden wiersz, który mnie poruszył: "Wielkie zdarzenie".
Wiersz ten przeniósł mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w przeszłość naszej młodości. Już wiedziałem, że On i ja przeżywaliśmy podobnie.
Wielkie zdarzenie
Idzie za mną o kuli gwiazda wyszczerbiona…
Młodość mi upłynęła w cieniu Zbiorowej Mogiły.
Na uśmiech ciemno padła, oczy zasłoniła.
Wstałem ─ i mnie czerwona gałąź otoczyła.
Mówią: w pieluszki ognia byłeś spowijany.
Więc mam ciągle uderzać w poczerniałe skrzydła,
pod okiem cudzej śmierci, przy gromnicznej świecy?
Czy dług jest ciągle świeży? Może wina świeci?
Umarłym rośnie pamięć ─ rosną im ramiona.
Jakbym bez przerwy patrzył w wielkie puste oczy.
Martwo dni swoje wlecze moje pokolenie.
I gnuśnieje i czeka na Wielkie Zdarzenie.
Kiedy w 1965 roku rozpoczynałem studia na Uniwersytecie Warszawskim (studiowałem matematykę, a on odpowiednio wcześniej polonistykę), to Z. Jerzyna wstąpił w tym samym roku do PZPR. Ja nie. Lecz ten fakt w niczym nie przeszkadza aby doceniać jego wielkość, jako twórcy, jako poety. Czytałem "Wielkie zdarzenie" a ciarki przechodziły po moim ciele. Jerzyna napisał o przeżyciach, jakich doznawaliśmy w owym czasie. On na pewno znacznie bardziej doświadczony wojną, która towarzyszyła mu jako dziecku. Dzieliło na zaledwie 8 lat, z dzisiejszej perspektywy to niewielki procent różnicy. Ale łączy nas ten sam dzień urodzin – 9 maja. Teraz ta wspólnota stała się wyrazistym doznaniem. Dlatego zdecydowałem się wspomnieć go właśnie dziś w dniu urodzin. Jego już nie ma tym świecie od 15 lat, mnie jeszcze życie i wena niesie.
Obaj doznawaliśmy cienia Zbiorowej Mogiły, wisiała nad nami przez lata ta pamiętliwa chmura. I otaczała nas obu gałąź czerwona, i uderzać nam kazano w poczerniałe skrzydła. Do wielkiego zdarzania doszło znacznie później, inaczej niż pozwalała nam ogarnąć wyobraźnia przycięta przez okoliczności naszego losu, i tylko niekiedy zdawało się, że to już a to były zmyłki marcowe, czerwcowe, grudniowe…
Dziś, Zbyszku, nie musisz już zamyślać się nad dawnymi doznaniami. Jesteś już ponad to w raju dla poetów. Teraz ja, jak i inni mi współcześni, zmagamy się z historią i staramy się jeszcze choćby raz odczytać naszą młodość. Bolesną trochę, a zarazem piękną.