Henryk Heine - Idee jak żywe
- Autor: Grzegorz Trochimczuk
- Kategoria: Esej
- Odsłony: 125
Wybierzmy podróż w czasie. Rychło przekonamy się, że wraz z upływem czasu niekoniecznie odmienia się stan rzeczy. Poglądy na sytuację pisarzy, a szczególnie poetów, jakie Henryk Heine przedstawił w swoim cyklu Obrazy z podróży w księdze zatytułowanej: Idee. Księga Le Grand[1] w zadziwiający są nadal aktualne. A upłynęło przecież blisko 200 lat od realiów, w których żył Heine i mogłoby się wydawać, że teraźniejszość radykalnie odbiega od tamtych warunków. Jednak głównie w sferze cywilizacji technicznej (rewolucja cyfrowa), bowiem obraz człowieka i relacje społeczne wciąż nie odbiegają zasadniczo od czasów starożytnych, co zatem mówić romantycznej rzeczywistości Niemiec początków XIX wieku. Zastanawiam się nad losem nas współczesnych ludzi piszących, już nie spod znaku pióra, lecz edytora Microsoft, i nie pojmuję dlaczego jesteśmy tak często skazania na stosowanie horacjańskiej reguły. Krótko mówiąc: pisz a życie? Żołądek współczesnego poety piszczy pod zarządem dysponentów dóbr narodowych.
[1] Henryk Heine, Dzieła wybrane, tom II, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956
Citation
Kietz, Ernst Benedikt, 1815-1892: Portrait of Heinrich Heine, Leo Baeck Institute Art and Objects Collection, 78.120a.
Zapraszam więc do lektury wielce aktualnej literatury. Wybrałem stosowny fragment księgi Henryka Heinego, w którym autor napisał:
„…nadałem tej księdze tytuł: Idee.
Tytuł księgi oznacza przeto równie mało jak tytuł autora; został przezeń wybrany nie z uczonej pychy, i nie należy bynajmniej tłumaczyć go sobie autorską próżnością. Proszę przyjąć moje żałosne zapewnienie, madame,: nie jestem próżny. (…) Nie jestem próżny. ‒ I gdyby las wawrzynów wyrósł na mojej głowie, a morze kadzidła wlało się w moje młode serce, to jednak nie stałbym się próżny. Moi przyjaciele i inni współtowarzysze w czasie i przestrzeni zatroszczyli się o to rzetelnie. ‒ Madame, wie pani chyba, że stare niewiasty opluwają troszeczkę oddane ich pieczy dzieci, kiedy sławi się ich piękność, ażeby pochwała ni zaszkodziła kochanym maleństwom. ‒ Wie pani również, madame, że kiedy strojny w purpurę i wieńce sławy wjeżdżał przez Campus Martius do Rzymu tryumfator w złocistym powozie, zaprzężonym w białe konie, unosząc się jak bóg nad uroczystym pochodem liktorów, muzykantów, tancerzy, kapłanów, niewolników, słoni, tragarzy trofeów, konsulów, senatorów, żołnierzy ‒ ‒ ‒ wówczas motłoch śpiewał za nim rozmaite szydercze pieśni. ‒ ‒ ‒ I wie pani również, madame, że w kochanych Niemczech jest dużo starych kobiet i motłochu (jako i u nas – przypisek mój).
Jak się rzekło, madame, idee, o których tutaj mowa, są równie odległe od platońskich jak Ateny od Getyngi i nie powinna pani oczekiwać zbyt wiele zarówno od samej księgi, jak od jej autora.