Okna auli wyprowadzają wzrok na Plac Zamkowy. Krzyżują się drogi nieznanych ludzi, którzy w tym miejscu na swój intymny sposób świętują. Także tego roku gdy wiatr hula, a termometr tylko co nieco zatrzymał się nad kreską zero. Po placu w przeważającej większości poruszają się ludzie wolni. Potencjalne obiekty powieści albo poematu albo kilku wiązanych wersów. W auli w przeważającej mniejszości koczują poeci, ich krytycy i tłumacze. 40, 50, 70, może setka jesiennych, po części jeszcze sierpniowych, najmniej majowych. I oni na swój intymny sposób świętują. Każdy z ukrytym wierszem w głowie jak boleść co się namnaża pod potylicą, między skrońmi. Są jacy szczęśliwi z wierszem w sercu?

W Domu Literatury czas dryfuje. To ruch powolny, z duchami Przybosia, Iwaszkiewicza, Ważyka. Trochę smutku jak opium, trochę literackiego wesela. I rzucanie słów na wiatr, który stąd nie chce się wyrwać dalej. Choćby na Plac, na ułamek Krakowskiego Przedmieścia, na podnóżek Św. Anny. Próba rozbicia skorupy obojętnych na słowo piękne, nieopłacone, pozbawione wartości porannej jajecznicy, staje się czystą utrwalającą bezsilnością. O gdybyż poeta mógł zapłakać nad rozlanym mlekiem, pękniętym obojczykiem od ciosu odurzonego czytelnika. O gdybyż nie mógł utrzymać moczu z radości, że nakład w księgarniach został wyczerpany. To tylko iluzje, które wraz z czasem dryfują w jesiennej auli.

Dostałem kilka tomików odautorskich. Widziałem w ich oczach nadzieję, że zajrzę, pojmę i dołożę jak cegłę pod pomnik gdzieś potajemnie wznoszony. Poeci dają poetom. Mniejszość staje się coraz bardziej przeważająca, jak rzekł ten, który rozważał, po co komu poezja, po co komu krytyka. Aż skóra cierpnie. A może tylko oplata ją gęściej sieć zmarszczek zamówiona na jesień, co każdego roku pojawia się starsza. Jej oczy jak we mgle poszukują jasnego światła, że przyjdzie Słowacki albo Dante młody i boskim gestem rzuci brylanty ze słów pod nogi, że wniesie dzban wina z wody. A my cóż, żebyśmy choć czas dryfujący pod sufitem auli ponaglili wierszem. Czytanym, czytanym, czytanym a nie tylko na dobre pochowanym w jesiennej antologii. Czytajmy wiersze a odmłodnieje Jesień.