Podjąć jeszcze raz,
odgarnąć ziarno z plewami, bo zrozumieć nie ma sposobu,
dlaczego wszystko, co powiedziano,
nazwano mądrością.

Może już nazbyt długo słucham słów,
nazbyt czytałem, co napisano przede mną

począwszy od stworzenia – ziemi, nieba
i nas pośrodku rozpędzonego wszechświata.

Abraham, prorocy i dzieje Izraela,
ciemności egipskie zatopione w Morzu Czerwonym –
to doprawdy nie jest poezja,
to opowieść prozą snuta od długiego czasu.

A co usłyszałbym na tronie pośród Trzech Dostojnych
i Pięciu Cesarzy,
co zobaczył w La Venta
– głowę olmecką z kamiennymi oczami?

Nie mogli rozwikłać losów Ezechiel ani Anaksymander
niewiedzący więcej niż świat wokół oczu,
ani Sartre ani nawet moralny Kant
z niebem gwiaździstym nad nim.

Dlatego porusza mnie poezja
wolna od przesądów i prawd.
Ulatnia się ze mnie czad i rzeczywistość wokół zamiera,
i widzę już tylko abstrakt własnego oddechu –

jest zapomnieniem dni, spraw z ludzkiego nadania,
jest zapomnieniem wojny.
Jeśli w tej chwili usłyszycie krzyk,
będzie pierwszym zdziwieniem na widok ducha.