(z cyklu „Zawsze chciałam mieć ogród, w którym zakwitną mity")

nie trzeba głośno milczeć

obok siebie
oddaleni
biegniemy

nie trzeba głośno milczeć

świty strzępią się od kołyski
po kres nienazwanego
wbijamy wzrok w białą ścianę

obraz
po suficie wędruje daleko
patrzą domy
pewne
bezdusznej siły

nie trzeba głośno milczeć

cienie łaszą się do lamp
powracają do łask migotliwym neonem
a my wciąż milczymy obok siebie