Opowiadania w tłumaczeniu Jana Cichockiego.

WYPADAJĄCE STARUSZKI
Jedna staruszka przez nadmierną ciekawość wypadła z okna, upadła i zabiła się.
Z okna wychyliła się inna staruszka i zaczęła spoglądać w dół na nieżywą i z nadmiernej ciekawości również wypadła z okna, upadła i zabiła się.
Później z okna wypadła trzecia staruszka, później czwarta, a następnie piąta.
Kiedy wypadła szósta, znudziło mi się patrzeć na nie i poszedłem na rynek Malczewski, gdzie, jak mówią, pewnemu ślepemu podarowano włóczkowy szalik.

SEN
Kaługin zasnął i przyśniło mu się, że siedzi w krzakach, a obok krzaków przechodzi milicjant.
Kaługin obudził się, ziewnął i znowu zasnął, i znowu przyśniło mu się, że idzie obok krzaków, a w krzakach przycupnął i siedzi milicjant.
Kaługin obudził się, podłożył pod głowę gazetę, żeby nie moczyć śliną poduszki i znowu zasnął, i znowu miał sen, że siedzi w krzakach, a obok krzaków przechodzi milicjant.
Kaługin obudził się, odwrócił gazetę, położył się i znowu zasnął. Zasnął i znowu przyśniło mu się, że idzie obok krzaków, a w krzakach siedzi milicjant.
Wtedy Kaługin obudził się i postanowił więcej nie spać, ale momentalnie zasnął i miał sen, że siedzi za milicjantem, a obok przechodzą krzaki.
Kaługin krzyknął i zaczął się miotać na łóżku, ale obudzić się już nie mógł.
Spał Kaługin cztery dni i cztery noce pod rząd i na piąty dzień obudził się taki chudy, że buty trzeba było mu przywiązywać do nóg sznurkiem, że nie spadały. W piekarni, gdzie Kaługin zawsze kupował pszenny chleb nie poznali go i podsunęli mu mieszany żytni. Zaś komisja sanitarna, która chodziła po mieszkaniach, zobaczywszy Kaługina, uznała go za antysanitarnego i do niczego niezdatnego, nakazała więc administracji wyrzucić Kaługina razem ze śmieciami.
Kaługina złożyli na pół i wyrzucili jak śmiecia.

NIEBIESKI ZESZYT NR 10
Żył pewien ryży człowiek, które nie miał oczu i uszu. Nie miał też włosów, więc ryżym nazywano go umownie.
Mówić nie mógł, ponieważ nie miał ust. Nosa również nie miał.
Nie miał nawet rąk i nóg. I brzucha nie miał i pleców nie miał i grzbietu nie miał, i żadnych wnętrzności nie miał. Nic nie miał! Tak więc nie wiadomo o kim mowa.
Już lepiej nie będziemy o nim więcej mówić.

ZDARZENIA
Pewnego razu Orłow objadł się grochu piure i umarł. A Kryłow, dowiedziawszy się o tym, również umarł. A Spirydonow umarł sam z siebie. A żona Spirydonowa upadła z kredensu i też umarła. A dzieci Spirydonowa utonęły w stawie. A babcia Spirydonowa rozpiła się i poszła w świat. A Michajłow przestał się czesać i zachorował na łupież. A Krugłow namalował damę z batem i zwariował. A Pieriekriostow dostał telegraficznie czterysta rubli i taki się zrobił zarozumiały, że wylali go z pracy.
Dobrzy ludzie nie umieją stanąć twardo na nogach.

MŁODY CZŁOWIEK,
KTÓRY ZADZIWIŁ STROŻA
- Isz ty – powiedział stróż, przypatrując się musze. – Przecież jeśli pomazać ją klejem stolarskim, to z nią, pewnie, będzie koniec. A to ci historia! Od zwyczajnego klajstru!
- Ej ty, boruta! – zawołał na stróża młody człowiek w żółtych rękawiczkach.
Stróż od razu zrozumiał, że zwracają się do niego, ale w dalszym ciągu patrzał na muchę.
- Czy nie do ciebie mówią? – krzyknął znowu młody człowiek. – Bydlę!
Stróż zgniótł muchę palcem i nie odwracając głowy do młodego człowieka powiedział:
- A ty czego, łobuzie, wrzeszczysz? Ja i tak słyszę. Nie potrzeba wrzeszczeć!
Młody człowiek strzepnął rękawiczkami swoje spodnie i delikatnym głosem spytał:
- Proszę powiedzieć, dziadku, jak przejść do nieba?
Stróż popatrzał na młodego człowieka, zmrużył jedno oko, później zmrużył drugie, później podrapał swoją bródkę, jeszcze raz popatrzał na młodego człowieka i powiedział:
- No, nie ma po co tu się szwendać, proszę iść dalej.
- Przepraszam – powiedział młody człowiek – przecież ja w pilnej sprawie. Tam dla mnie już i pokój jest naszykowany.
- Dobra – powiedział stróż. – Pokaż bilet.
- Biletu nie mam przy sobie; powiedziano mi, że i tak mnie wpuszczą – powiedział młody człowiek, zaglądając w twarz stróżowi.
- Isz ty! – powiedział stróż.
- To jak? – spytał młody człowiek. – Przepuści pan?
- Dobra, dobra – powiedział stróż. – Pan idzie.
- A jak przejść? Dokąd? – spytał młody człowiek. – Przecież nawet drogi nie znam.
- Panu gdzie trzeba? – spytał stróż, krzywiąc surowo twarz.
Młody człowiek osłonił dłonią usta i bardzo cicho powiedział:
- Do nieba!
Stróż pochylił się do przodu, dosunął prawą nogę, żeby stanąć mocniej, uważnie popatrzał na młodego człowieka i surowo spytał:
- Ty co? Rżniesz głupka?
Młody człowiek uśmiechnął się, uniósł rękę w żółtej rękawiczce, pomachał nią nad głową i nagle zniknął.
Stróż powąchał powietrze. W powietrzu pachniało spalonymi piórami.
- Isz ty! – powiedział stróż, rozpiął kurtkę, podrapał się po brzuchu, splunął w miejsce, gdzie stał młody człowiek i powoli poszedł do swojej stróżówki.